Jaka stara taka głupia - czyli jak ustrzec się przed oparzeniami słonecznymi - i co zrobić gdy się pojawią

Niestety. Wraz z wiekiem ani wyobraźni ani rozumu mi nie przybyło.
Przy mojej dość jasnej karnacji i skłonności do spalania się na buraka - znowu zapomniałam....
O czym??
Że słonko w nadmiarze szkodzi. I to bardzo.
A skóra zniszczona i poparzona przez słońce daje znać o sobie i o odpowiednim traktowaniu nawet 2 tygodnie po popełnieniu zbrodni :)
Bo jak inaczej nazwać skrajną głupotę polegającą na wybraniu się na cały dzień nad jeziorko - i posmarowaniu się zaledwie raz olejkiem z filtrem. I to jeszcze niezbyt dużym - SPF 15. Dla mnie to na cały dzień o dużo za mało.
Oczywiście o dzieciaki zadbałam. Smarowałam je praktycznie za każdym razem gdy wyszły z wody.
Ale sama...
Sama o sobie zapomniałam.
Skutki odczułam już pod koniec dnia. Jeszcze do domu nie wróciliśmy - a ja już czułam jak ciepło ze mnie promienieje. Czułam też pieczenie, palenie i to na całych plecach i dekolcie. O czerwonej skórze nie wspomnę.
Pewnie wyglądałabym bardzo kiepsko - przez kilka dni nie mogłabym się przekręcić, nie wiedziałabym jak spać by nie podrażniać zniszczonej skóry. Może nawet pojawiłyby się pęcherze - które szybko by popękały i doprowadziły do kolejnej porcji bólu. A po kilku dniach - schodząca i swedząca skóra. uhhhh
Niby wszystko do przeżycia - ale mało przyjemne i nikomu nie polecam. Z doświadczenia :)
Na szczęście tym razem ustrzegłam się przed tym wszystkim. I nawet nie wiecie jaka to dla mnie ulga.

Nawet teraz gdy o tym wszystkim myślę mam gęsią skórkę.
Mam swój patent na oparzenia słoneczne - i jest tak skuteczny - i bezproblemowy w stosowaniu - że z ręką na sercu polecam go każdemu.
Jest nim jeden rewelacyjny kosmetyk. I nie jest to żaden krem na oparzenia, nie jest to też mieszanka apteczna. Żadne jogurty, śmietanki, kapusty :)
Coś znacznie silniejszego w działaniu i jednocześnie bezproblemowe w stosowaniu.
To kolagen :) Kolagen aktywny - wytwarzany ze skóry ryb przez firmę Colway. W takich sytuacjach po prostu działa cuda. I ani przez sekundę nie przesadzam. Wcześniej zawsze używałam kolagenu silver - ma on jednak tą brzydką wadę - że jest czuły na temperaturę. I na plażę nie można go zabrać - po prostu pod wpływem ciepła - straci swoje właściwości.
Na szczęście od jakiegoś czasu jest dostępna nowsza wersja tego kosmetyku - kolagen natywny. Odporny na temperaturę i nie śmierdzi rybą. 

Mimo że miałam go w domu - oczywiście nie pomyślałam żeby go zabrać ze sobą na plażę.
Więc na miejscu nie mogłam sobie pomóc. 
Za to już po powrocie systematycznie i kilkakrotnie smarowałam nim wilgotną skórę. 
Ulgę odczułam od razu. A kolagen wchłaniał się w ciągu kilku sekund. Co przy zdrowej i nieuszkodzonej skórze - nigdy się nie zdarza.
Po kilku - kilkunastu aplikacjach wyraźnie zmniejszyło się zaczerwienienie. 
Moja skóra też odczuła różnicę - i znacznie mniej mnie wszystko piekło.
Po jeszcze kilku smarowaniach - jeszcze przed położeniem się spać - zauważyłam że kolagen przestał sie wchłaniać - i po posmarowaniu się nim - pojawia sie łuszcząca warstwa - jak z wyschniętego białka. 
Dopiero w tym momencie przestałam dalszej kuracji kolagenowej tego dnia.
Noc przespałam spokojnie i bez bólu. A następnego dnia gdy wstałam - po czerwonej skórze i oparzeniu słonecznym śladu nie było.
Jedynie czego żałuję - że zdjęć nie zrobiłam. Przed i po nakładaniu kolagenu. Zobaczylibyście różnicę.
Niestety w takiej chwili nawet mi przez myśl nie przeszło by wziąć aparat do ręki.
Ale żeby nie być gołosłowną - pokażę Wam filmik, który znalazłam w sieci. O tym jak kolagen pomaga przy oparzeniach. I to znacznie większych niż słoneczne.





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak zagęścić włosy po 40-stce?

6 sprawdzonych i skutecznych sposobów na zmarszczki

Trądzik - co robić - by zyskać w oczach dziecka